Ludzie dobrzy jak chleb – ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski – spotkanie i promocja książki o tym samym tytule.
[…]Skąd w ogóle wzięła się książka? Ano wzięła się jakby z dwóch powodów. Przede wszystkim z rocznicy, która obecnie się zbliża, to jest 25 lat od powstania Fundacji Brata Alberta, którą tą Fundację prowadzę przez cały czas. Był to czas bardzo trudny, rok 1986, komuna, tuż po Stanie Wojennym, bezsens różnych rzeczy, wielu ludzi emigrowało. Ja wtedy byłem człowiekiem bardzo młodym jeszcze, klerykiem później księdzem i niezależnie od swoich doświadczeń z Solidarnością cały czas byłem związany z osobami niepełnosprawnymi. Więc to jest pierwszy powód dla którego ta książka powstała. Drugi powód to jest chęć utrwalenia na kartach książki pamięci o osobach które odeszły. Bo ta książka to są wspomnienia o 75 osobach zmarłych, które w najróżniejszy sposób były związane z Fundacją Brata Alberta. To jest ogromna panorama tych postaw, ludzi, rodziców często osób niepełnosprawnych ale też wolontariuszy, szaleńców Bożych, którzy chcieli w tych trudnych czasach pomagać niepełnosprawnym. Jeżeli się przegląda tę książkę to znaczna część tych osób to są osoby z Krakowa i Małopolski, chociaż tutaj są osoby także z zagranicy, ci którzy pomagali, darczyńcy, także z innych miast, gdzie powstawały filie Fundacji. I zawsze uważałem, że opisywanie historii najlepsze jest wtedy kiedy się opisuje na podstawie konkretnych osób. Pomysłodawca książki jest obecny tutaj Marek Łoś, wydawca ostatnich moich książek, który prawie mnie zmusił do tego żeby spisywać to. Ja miałem na początku do tego taki dystans. Bo z jednej strony ciężko mi było pisać o osobach które naprawdę były moimi przyjaciółmi, które zmarły. Więc zawsze pisanie o zmarłych jest takie trudne bo łatwo wpaść w taki patetyczny ton. Jak to nieraz na pogrzebach – był wspaniały, dobry, pomagał wszystkim i tak dalej. Więc musiałem wydobyć tutaj tych ludzi trochę z takiej pewnej otoczki pośmiertnej i pokazać ich jako żywych ludzi. Tu jest pełno anegdotek, ciekawych rzeczy. Wiele z tych osób to były autentyczne oryginały, które się nie mieściły w swoich ramach, byli ludzie, o których byśmy powiedzieli, że są kontrowersyjni. Jeszcze jest jeden powód dla którego zabrałem się za pisanie tej książki. Jak państwo wiecie moje funkcjonowanie w mediach publicznych jest związane z tym wszystkim co się działo sześć lat temu, czyli z pisaniem innej książki „Księża wobec bezpieki”, którą wydałem wtedy w Znaku i była to książka, która bardzo radykalnie zmieniła moje życie. W ogóle zetknięcie się z aktami IPN-u, obudzenie na nowo problemu czym była Solidarność, czym był komunizm spowodowało że wtedy kiedy ja dobiegałem do pięćdziesiątego roku życia musiałem stanąć jakby na nowo w obliczu tego wszystkiego. Pisanie tej książki nie było łatwe. Żeby odreagować na tamtą książkę napisałem też z Wojciechem Bonowiczem, również wydaną w Znaku, książkę „Moje życie nielegalne”, gdzie zacząłem pisać o Solidarności, o niepełnosprawnych, o ludziach. I ta książka „Ludzie dobrzy jak chleb” to jest też moje odreagowanie na to wszystko co do tej pory musiałem przejść przez IPN i ta nagonkę też medialną, która była organizowana przeciwko mnie, jako autorowi. Do dzisiejszego czasu wspominam to jako traumę, kiedy dzienniki telewizyjne zaczynały się od mojej skromnej osoby, kiedy moją twarz pokazywano bez przerwy w telewizji. Były ogromne kontrowersje. Ludzie na ulicy mnie zaczepiali, nie żeby negatywnie, ale po prostu ciągle mnie dopytywali o książkę, o akta IPN-u. Ja już przestałem w ogóle funkcjonować jako człowiek normalny, tylko byłem tym ekspertem od spraw akt IPN-u. I to było bardzo trudne dla mnie. I dlatego nie uciekając od tego tematu, bo tu jest między innymi biogram śp. Janusza Kurtyki. Nie uciekając od tego tematu chciałem pokazać też inne postawy ludzi. Ludzi którzy nie byli związani z polityką, nawet nie byli związani z Solidarnością, chociaż też jest wiele portretów ludzi z Solidarności, ale którzy mieli inny wspólny mianownik. Tym mianownikiem były słowa świętego Brata Alberta – trzeba być dobrym jak chleb, który leży na stole, aby każdy człowiek, który przychodzi mógł z mojego życia odkroić tyle, ile mu potrzeba. I te słowa – być dobrym jak chleb, to jest też hasło naszej Fundacji, motto. I kiedy opisywałem te postaci, to jest 75 postaci, to jest bardzo dużo, no szukałem właśnie tego wspólnego mianownika. Gdyby ci ludzie żyli, gdyby ich tak zebrać w jednej sali to myślę że oni by się ze sobą nie dogadali. Bo oni byli tak różnorodni. To byli, jak wspomniałem rodzice dzieci niepełnosprawnych, byli prawnicy, adwokaci, ale też byli zwykli robotnicy, rolnicy, budowlańcy, ludzie no z różnych stron świata. I oni na co dzień by chyba nie zafunkcjonowali razem ze sobą. Niemniej jednak każdy z nich, na swój sposób, znalazł drogę czy do Radwanowic, czy do Fundacji, czy do w ogóle osób niepełnosprawnych. Jeżeli mówię te słowa w Krakowie to też starałem się w tej książce pokazać panoramę postaci krakowskich. Tak dzisiaj jak otwarłem pierwszy egzemplarz, to otwarłem na podobiźnie śp. pani profesor Marii Chonowskiej. Tutaj jest kilka osób, które poznałem u nich w domu na ulicy Karmelickiej. To był taki klub wtedy. Nieformalny, bo tam były cztery córki więc kawalerki było pełno, ja też, jako kleryk, się tam zaplątałem. Więc były tłumy ludzi. Przychodziły te osoby i to strasznie było potrzebne wtedy. To jeszcze było przed rokiem 1980. Że były takie miejsca gdzie można było przyjść na herbatkę i pogadać o różnych osobach. Byli robotnicy i artyści i wiele innych osób. Więc były takie niezapomniane postaci dla Krakowa jak śp. pani Maria Chonowska. Ale też były osoby takie jak mecenas Rozmarynowicz, który ogromnie dużo zrobił i dla Solidarności i dla naszej Fundacji. Był ojcem syna, który był niepełnosprawny, więc on to świetnie rozumiał. A wtedy w tych latach osiemdziesiątych bardzo wielu ludzi w ogóle się nie przyznawało do tego, że jest rodzicem dziecka niepełnosprawnego, że ma brata czy siostrę. Kolejna postać wojewoda Tadeusz Piekarz, jego brat jest znacznie niepełnosprawny, upośledzony, mówiąc takim językiem. Zawsze podziwiałem to u Tadeusza Piekarza, że on nigdy tego swojego brata się nie wstydził. Nie tylko, że się nim opiekował, ale po prostu wielokrotnie z nim funkcjonował. On nigdy nie ukrywał tego. […]