Leszek Jaranowski i Grzegorz Surdy podczas konferencji z udziałem uczestników protestu głodowego w Krakowie. Spotkanie odbyło się w Auli im. ks. prof. Józefa Tischnera w Collegium Witkowskiego (Kraków, ul. Gołębia 13).
* * *
Leszek Jaranowski
Z dużymi obawami poszliśmy na te Dębniki. Baliśmy się nie tyle, jak Grzegorz wspominał, tej formy głodówki bo już kiedyś większość z nas już to próbowała, wiemy jak to smakuje. Baliśmy się odbioru publicznego. Baliśmy się, że zostaniemy ośmieszeni. To było odważne nie ze względu na nasze ciało tylko ze względu na stan ducha, na odbiór społeczny. Udało się. Generalnie można rzec, że się udało. O samej technicznej sprawie ciężko opowiadać, bo co, kawałek materaca, jakiś pokój, woda no i tyle. Problemem było oczywiście gdzie tą głodówkę przeprowadzić. Wydawał nam się najlepszym miejscem kościół. Kościół sam z siebie, z założenia, ze swojej własnej doktryny nie akceptuje takiej formy protestu. Stoi to w sprzeczności. Udało nam się dogadać z Salezjanami, którzy w swej doktrynie mają właśnie naukę z młodzieżą.
Grzegorz Surdy
Pierwszym naszym sygnałem dla nas to było stanowisko Rady Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, która zajęła jednoznaczne stanowisko popierające. To było z wielu względów dla nas ważne. Tu chciałbym podziękować bo jest profesor Tomasz Gąsowski, który wznosił właściwie cały projekt i udało się to jednomyślnie, bo z tego co wiem to cała Rada jednomyślnie wsparła i do dzisiaj wspiera więc chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować. Drugim takim ważnym elementem było stanowisko nauczycieli. VIII LO w drugim czy trzecim dniu rozpoczęło akcję. Najpierw cały zespół pedagogiczny, 44 osoby, wszyscy właściwie nauczyciele napisali taki jednoznaczny apel, tekst popierający nas i to zostało podniesione przez inne placówki. Przedszkola się włączyły, podstawówki, domy kultury i również licea. Mało tego to była taka sieć tych przodujących szkół, tych najlepszych w Krakowie, co pokazywała z jednej strony, że to nie jest protest pięciu czy sześciu wariatów, którzy nie mają co począć ze swoim czasem, tylko że jest to ważna sprawa, a oni rozumieją, doceniają i popierają.