WOŁYŃ
DZIŚ, CZASEM DUMAM NAD MOIM WOŁYNIEM
O SASANKACH ZBIERANYCH W LESIE NA WIOSNE
DERAŻNEM, STEPANIEM, WIERZBAMI NAD HORYNIEM.
TU WCZESNE DZIECIŃSTWO BYŁO RADOSNE
AŻ NAGLE WOJA. JAK GROM Z JASNEGO NIEBA
WSZYSTKO SIĘ ZAWALIŁO I ZABRAKŁO CHLEBA
W RÓWNEM, KOSTOPOLU, KLEWANIU, OŁYCE
A NIE DAWNO NA TYCH POLACH ZBIERANO PSZENICĘ.
PIEŃKACH PENDYKACH, JAMIŃCU I HRADACH.
STYDYNIU, BUTEJKACH. O BANDYCKICH NAPADACH.
O HUCIE STPAŃSKIEJ. GDY POLAKÓW MORDOWALI.
I O UKRAIŃCACH CO ŻYCIE POLAKOM RATOWALI.
O SARNACH, ANTONÓWCE, JANOWEJ DOLINIE,
CO Z KOPALNI BAZALTU OD DAWNYCH LAT SŁYNIE.
O DWORCU, BORKU, RAFAŁÓWCE I KAZIMIERCE,
TO ŁZY Z OCZU MYCH PŁYNĄ I ŚCISKA SIĘ SERCE.
WRACAJĄ DO MNIE TAMTE, SMUTNE WSPOMNIENIA.
WOŁYŃ TO MORDY, KREW I CIERPIENIA.
TRAGICZNE LOSY, UCIECZKI W UDRĘCE.
PRZEŻYTE O GŁODZIE W STRACHU, I MĘCE.
DZIŚ GDY PIELGRZYMA DROGĄ, W TĘ STRONĘ,
ODWIEDZAM MIEJSCA KRZYŻAMI ZNACZONE.
PRZENIKAM MYŚLAMI NIEDOLĘ I TRWOGI.
POKORNIE PRZED KRZYŻAMI UGINAJĄ SIĘ NOGI.
BY CHOĆ NA CHWILĘ KLĘKNĄĆ, NA KOLANA.
BO CZUJĘ,- ŻE TO MOJA, ZIEMIA UKOCHANA;
PO DESZCZU W KAŁUŻACH, BIEGAŁEM TU BOSY.
ZBOŻA ZIARNEM SYPAŁY, GDY DOJRZAŁY KŁOSY.
TU PROCH PRADZIADÓW OD WIEKÓW SPOCZYWA
TU ORALI SWE ZAGONY, TU ZBIERALI ŻNIWA
CHOCIAŻ OHYDNA ZBRODNIA WOŁYŃ OKRYŁA
TA ZIEMIA OD ZAWSZE – MATKĄ MOJĄ! BYŁA
DZIŚ CHCIAŁ BYM NAD NIĄ LOTEM SOKOŁA
WZBIĆ SIĘ POD NIEBO ROZEWRZEĆ RAMIONA
BY MNIE USŁYSZAŁA JAK GŁOŚNO ZAWOŁAM
KRWAWA I UMĘCZONA BĄDŹ POZDROWIONA!
BĄDŹ POZDROWIONA! ! !
MIMO ŻE SERCE GORYCZĄ PRZEPEŁNIONE
SZUKA SPOSOBU DO PRZEBACZENIA I ZGODY
I TĘSKNI SPOGLĄDAJĄC NA WOŁYŃSKĄ STRONĘ
BY OD NOWA POJEDNAĆ, NASZE BRATNIE NARODY
LECZ JEDYNA TYLKO DROGA JEST – NA WYBACZENIE
OD TYCH CO ZAWINILI, MUSI BYĆ PRZEPROSZENIE.
ROMUALD DROHOMIRECKI